(Tak tu wciskam tekst xD mogę prosić o opinie w komentarzach? Boje się, że nikt tego nie czyta xD Przy okazji dzięki tym opinią będę miała większą ochotę pisać i rozdziały będą pojawiały się częściej. )
Samochód pruł przez główną drogę oświetloną przez stojące na uboczu latarnie. Wszyscy kierowcy, którzy nas mijali wydawali się być spięci. Jak widać nie tylko oni. Siedziałem w naszej Toyocie na przednim siedzeniu opierając policzek o przyjemnie chłodne okno.
Wzdłuż autostrady nie było nic tylko szare domki w oddali, i co jakiś czas wyłaniające się małe przydrożne sklepiki i stacje benzynowe. Stres nie opuszczał mnie nawet na chwilę. Moje uczucie niepokoju potęgowała jeszcze nocna sceneria i tak mocno zachmurzone niebo, że nawet najjaśniejsza gwiazda nie przebiłaby się przez tę osłonę.
Próbowałem sobie wmówić, że: "wszystko będzie dobrze". Takie typowe. Jednocześnie mogłem powiedzieć: "A ja mam to w dupie". A i tak nie dodałoby mi to nawet odrobiny pewności siebie.
Dwudziestoletni chłopak, który boi się samolotów jak dziecko potworów z pod łóżka. Dorosły facet, a panikuje na myśl mieszkania w innym kraju przez rok. Tak to nadal jestem ja.
Dwudziestoletni chłopak, który boi się samolotów jak dziecko potworów z pod łóżka. Dorosły facet, a panikuje na myśl mieszkania w innym kraju przez rok. Tak to nadal jestem ja.
Jeszcze mocniej zacisnąłem rękę na kolanie powodując ciche odgłosy strzelania palcami. Najbardziej żałowałem teraz, że nie pozwoliłem by Mirai odwiozła mnie na lotnisko. Teraz już nie ma odwrotu.
Samochód nagle z dużą prędkością przejechał przez dziurę na drodze powodując u mnie nieprzyjemne obicie twarzy.
- Jedyna dziura na środku drogi i musiałem wjechać, nie? - Sebastian spojrzał na mnie ukradkiem i posłał mi tą swoją "wspierającą" minę. Nie chcecie wiedzieć jak wygląda, ale żeby wam jakoś rozjaśnić ten obraz... wygląda trochę jak uśmiechnięta lama. Zabawne prawda? Dla mnie na prawdę bardzo. Parsknąłem i z powrotem przycisnąłem policzek do okna.
I choć Sebastian nie jest moim prawdziwym ojcem to zawsze jakoś, w swój własny sposób, się o mnie martwił. Nigdy nie byliśmy jak tatuś i synek ale w ważnych sprawach potrafiliśmy się dogadać. A nawet jakoś poprawić humor. To zawsze coś.
Z powrotem skupiłem się na drodze i co chwilę zmieniającym się widoku za oknem.
- Będziemy za jakieś 10 min - spojrzałem na niego i kiwnąłem głową.
Odetchnąłem kilka razy i włączyłem radio by zając czymś ostatnie minuty podróży. Po niedługim czasie ojczym stanął na parkingu przed lotniskiem i pomógł mi wyciągnąć walizki z bagażnika. Ociągałem się jak mogłem.
Chwyciłem swój bagaż na kółkach i zarzuciłem sobie na plecy poręczny plecak. Sebastian zamknął bagażnik na kluczy i podszedł do mnie z niemrawym uśmiechem. Szturchnął mnie w ramię i potarmosił włosy.
- Nie doprowadź matki do zawału co? - odsunął się ode mnie i oparł o czarne auto. - Do zobaczenia za pół roku.
Otworzył drzwi od strony kierowcy i wsiadł do Toyoty. Spuścił okno i zasalutował z uśmiechem. Nawyk z wojska? Odwróciłem się do niego tyłem i ostatnie co usłyszałem to warkot silnika. Odetchnąłem ostatni raz.
Gdy znalazłem się w środku budynku zobaczyłem ogromny tłum ludzi. Poprawiłem plecak i ruszyłem do odprawy bagażowej.
Na szczęście udało mi się przejść wszystkie kontrole. Jednak nikomu nie polecam takiego stresu. Niby każdy wie, że nic dziwnego w walizce nie ma ale i tak przychodzą dziwne myśli. Trochę jak w sklepie. Kupujesz coś, wychodzisz i czujesz się nie swojo przechodząc przez bramki, które mogą w każdej chwili zacząć pikać.
Gdy zostałem już sprawdzony na wszelkie możliwe sposoby postanowiłem kupić sobie coś do picia. Podszedłem do najbliższego sklepiku. Wyciągnąłem z lodówki wodę i podszedłem do kasy.
Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok, chwyciłem spokojną ręką butelkę i udawałem, że nic nie zauważyłem. Przy samy wyjściu zobaczyłem osobę w czapce z daszkiem stojącą wśród regałów z przekąskami i... uśmiechającą się.
Wyszedłem dosłownie w biegu. Coś było cholernie nie tak. Postanowiłem wtopić się w tłum. Spojrzałem przelotnie na ogromny zegar wiszący na ścianie.
3:45
Ludzie zaczynali się już zbierać przy wyjściu gdzie stał bus, który miał nas odwieść pod samolot. Wychodząc przez drzwi odwróciłem się i zobaczyłem opierającego się o ścianę człowieka z czapką. Ściągnął nakrycie głowy i ukazała mi się twarz mężczyzny z szerokim, niepokojącym uśmiechem. Nie zdążyłem mu się przyjrzeć bo nadeszła moja kolej kasowania biletu.
***
- Witam na pokładzie samolotu, nazywam się Michel Charp i jestem pilotem tego lotu. Życzę miłej podróży.
W czasie gdy ten komunikat wydobywał się z głośnika, ja jako przykładny pasażer zapinałem pasy bezpieczeństwa. Oczywiście ze strachu musiałem zapiąć je tak mocno, że czułem jak żołądek przykleja mi się do kręgosłupa.
Samolot zaczął powoli "płynąć" po pasie startowym. Na środku przejścia, kilka siedzeń przede mną stewardesa zaczęła swój wykład o bezpieczeństwie w samolocie. W tej chwili mój mózg wyobrażał sobie co raz to gorsze możliwości śmierci... Dzięki mózgu!
- Czyżby twój pierwszy lot? - usłyszałem cichy, ale przesympatyczny głosik dziewczyny siedzącej obok mnie.
Kiwnąłem głową. Tylko na tyle było mnie stać.
- Nie stresuj się tak - nie śmiało spojrzałem na jej twarz.
Nagle samolot poderwał się do lotu, a mnie wcale nie było do śmiechu. Zostałem wciśnięty w fotel i aby nie krzyknąć przygryzłem swoje wargi do krwi. Szlag by to.
Po kilku minutach samolot wyprostował lot, światła się włączyły a obsługa zaczęła roznosić jedzenie i picie.
- Nazywam się Sofii, a ty? - wyczułem w jej głosie nutkę, która w jakiś sposób uspokoiła mnie i moje rozkołatane serduchu.
- Elaj. Miło mi Sofii. Po co lecisz do Ameryki?
___________________________
fajne opowiadanie chociaż rozdział troszkę za krótki , już się nie mogę doczekać dalszego ciągu , życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo anonimku i mogę mieć do ciebie prośbę? ;D Następnym razem jeśli skomentujesz post to dodaj do swojego komentarza jakiś nick :D w ten sposób będę mogła was "anonimków" rozróżnić i bardzo często "z imienia" podziękować :D Taka prośba i jeszcze raz dziękuje za komentarz ;)
UsuńCiekawe, co go zastanie w Ameryce. Rzeczywiści trochę króciutki rozdział, ale dobrze opisany. I dzień po mojej osiemnastce ;D he he. Takie mały bonus.
OdpowiedzUsuńTeż mam lekkiego stracha przechodząc przez bramki, a jak ochroniarz się na mnie patrzy to już w ogóle ;-} Co prawda nigdy nie byłam na lotnisku i mogę tylko sobie wyobrażać ten cały stres, więc współczuje naszemu młodziakowi.
Czekam na next!
Next już za dwa dni i mogę ci dać taki jednowyrazowy spoiler, który i tak zbytnio nie spoileruje xD
Usuń"Drzewoskrobacz" xD
Właśnie trafiłam na twojego bloga i już mi się spodobał :)
OdpowiedzUsuńopowiadanie zapowiada się ciekawe, mam tylko jedną sugestię dla Ciebie, konkretnie chodzi mi i długość rozdziałów, pewnie wszyscy się ze mną zgodzą, że są za krótkie, mam nadzieję, że uda Ci się napisać coś dłuższego:)
Życzę mnóstwa weny!!!!!!!!!!!!!
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam !!!!
Dziękuje bardzo i postaram się, żeby każdy kolejny rozdział był dłuższy. ;D
UsuńEmm... etto skończyłam xD *o* Noi supi tylko ciemu taki krótki niooo :c * mała łezka zlatuje * xD Nie no jestes mega i na prawdę super piszesz mam nadziej że długo będziesz ^^ I życzem dużo wenyy ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
OdpowiedzUsuńIII zajżyj tez do mnie Asa - Chan xD łap tu linka ----- http://yaoi-live-teenage.blogspot.com/
Obiecuje następne będą dłuższe ;D i na pewno wpadne do ciebie :)
UsuńMasz dar pisania, dwa rozdziały a ja już nie chce tracić czasu na komentarze tylko czytać dalej... No ale sama piszę, więc wiem jak zniechęca brak opini i komentarzy :/ Życzę Weny bo wciąga twoje pisanie... :D
OdpowiedzUsuń