Elaj
- Sprawa wygląda następująco - powiedział Pan Month opierając się
biodrem o biurko. –Ktoś nas zaatakował. Spojrzałem na Ethana, który nagle
zastygł w bezruchu.
- Kiedy dokładnie? – zapytał mój
przyjaciel z nutką zdenerwowania w głosie.
- Nie cały kwadrans temu. Uprzedzając
twoje pozostałe pytania: Nie mamy pojęcia, kto to
zrobił ale wiemy jedno. Chciał śmierci
naszego klienta, nie naszej. Kilka minut przed atakiem
z butki telefonicznej na rogu ulicy ktoś zadzwonił
po karetkę i policję. Chwile później z tamtego dachu - wskazał na wieżowiec
większej korporacji za oknem. - Ktoś strzelał. Snajper.
Pan
Month chwycił się nagle za tył głowy i syknął z bólu. Ethan wstał i znalazł się
koło
swojego taty tak szybko, że nawet nie
zdążyłem mrugnąć.
- Powinien cię jeszcze przebadać lekarz -
zasugerował Ethan pomagając rannemu usiąść.
- Nie trzeba - odparł Pan Month biorąc
płytki oddech i siadając wreszcie przy biurku. – Mieliśmy jednak szczęście. Za
nim klient został zamordowany zdążył nam po krótce opowiedzieć z czym przyszedł
do naszej agencji.
- Jaką miał sprawę? - zapytałem nie mogąc
powstrzymać języka. Obaj zerknęli na mnie ze zdziwieniem, jakby dopiero teraz
zdali sobie sprawę, że jestem z nimi w tym samym pomieszczeniu.
- Elaj... - zaczął mój przyjaciel.
- Kilka dni temu w jego firmie jeden z pracowników
popełnił samobójstwo - wtrącił
się ojciec Ethana. - Jednak on uważał,
był po prostu śmiertelnie pewny, że to musiało być morderstwo. Nie wyjaśnił nam
jednak dlaczego. Po prostu wiem - tak mówił.
- Gdzie teraz znajduje się ciało tego
pracownika? W kostnicy? Z- zapytał Ethan chodząc w kółko po pokoju.
- Tak, dlatego uważam, że tam trzeba
zacząć śledztwo - powiedział mój szef otwierając nagle szufladę i wyciągając z
niej jakiś świstek papieru. - Pojedziesz tam najszybciej jak się da i sprawdzisz
o co mogło chodzić.
Ethan
pokiwał głową. Po kilku sekundach ciszy Pan Month zwrócił wzrok na mnie.
- A ty Elaj pojedziesz z nim. - Ethan wybałuszył oczy i wyglądał jakby dostał
w twarz.
- Przecież to jego drugi dzień! Nie może
od razu jechać w teren!
- Ja to nazywam chrzestem bojowym. Jeszcze
będzie miał czas na papierkową robotę - odparł mój szef. - Im wcześniej zacznie
tym więcej się na uczy. Przypominam ci, że Elaj nie jest tu na stałe. W podaniu
napisałeś, że potrafisz posługiwać się bronią małego kalibru. Prawda? - zwrócił
się do mnie.
- Tak, a także trenowałem pod okiem
mojego ojczyma, byłego wojskowego.
Cały czas widziałem jak Ethan przygryza wargi
i próbuje nie wybuchnąć.
-To na początek starczy.
- Tato! – spojrzałem na Ethana, który po
prostu musiał mieć ostatnie słowo.
- Porozmawialiśmy. Elaj masz jakieś
pytania?
- Tylko jedno. Gdy byliśmy w recepcji
wszyscy wyglądali tak spokojnie. Oni nie wiedzą co tu
się stało, prawda? - zapytałem zaciekawiony.
Pan
Month uśmiechnął się, ale przez grymas bólu, który nagle pojawił się na jego
twarzy
uśmiech nie wyglądał zbyt przyjaźnie.
- Jesteś spostrzegawczy. To bardzo
dobrze. Osoba dzwoniąca po karetkę i policje prosiła by nie robić zamieszania
dlatego na to piętro dotarli tylnymi windami.
- Rozumiem.
- Jeśli to wszystko - wyciągnął coś z
szuflady. - To najlepiej jak pojedziecie już teraz - rzucił mi klucze i obrócił
się na krześle.
- Ethan, idź przygotuj broń i kamizelki
kuloodporne – chłopak warknął tylko coś pod nosem i wyszedł trzaskając
drzwiami.
- Uważaj na siebie Elaj i nie daj się
Ethanowi. Martwi się o wszystkich ale musicie działać jak partnerzy w pracy, a
nie jak człowiek i pomocnik. Jesteście sobie równi, tylko ty na razie musisz dopracować
swoje umiejętności. Od środy będziesz chodził na strzelnicę i ćwiczył na
siłowni. To wszystko. Powodzenia.
***
Ethan odpalił samochód i dalej zezłoszczony wsiadł do samochodu.
- Pierwsza zasada – włączył kierunkowskaz i wyjechał z parkingu na zatłoczoną drogę. –
Trzymasz się za mną. Nie obchodzi mnie co mój stary ci powiedział ale nawet nie
próbuj się wychylać bo przysięgam zamknę cię w najbliższym w schowku!
W normalnej sytuacji te słowa mogły
brzmieć zabawnie, wtedy brzmiały jak groźba, której nie powstydziłby się
zamachowiec.
- Nie jestem ciotą. Potrafię się bronić! – zobaczyłem jak na szyi mojego
kierowcy pojawia się żyłka.
- Kurwa nie denerwuj mnie! – w jego
głosie usłyszałem cichą troskę, którą natychmiast zamaskował krzykiem złości. –
Nie dyskutuj ze mną a teraz siedź cicho!
Jak bardzo mnie korciło, żeby teraz
coś powiedzieć to chyba tylko Bóg wie. Jednak czułem, że jeszcze trochę a
mojego znajomego poniesie i jeszcze spowoduje wypadek. A tego nie chcieliśmy.
Przez
kolejne minuty jazdy myślałem dlaczego Ethan tak bardzo nie chce bym brał udział
w tej akcji, przecież to była tylko wizyta w kostnicy!
- Elaj? – a co tam będę dziewczyną i się
nie odezwę.
- Elaj – Bo mogę!
- Elaj! – No dobra.
- Czego? – odgryzłem się. No… typowa kobitka.
- Przepraszam – zdecydowanie nie
przepraszał szczerze.
- Co zrobiłeś? – zapytałem bez ogródek a on wypuścił powietrze.
- Zgubiłem drogę – powiedział tak szybko na
wydechu, że ledwo wyłapałem słowa.
- Jak dojedziemy tam do wieczora to
będzie cud. Dawaj tę karteczkę z adresem!
|
Elaj <# |
|
Ethan |
|
i tu Elaj XD |
_______________________________________________
Przepraszam, że rozdział pojawia się po tak długiej przerwie ale wymian
|
Spoiler alert XD |
y mają to do siebie, że nie ma się w ogóle czasu. Kolejny (jak tylko odchoruję ten 6 dniowy wyjazd) rozdział będzie abo w tygodniu albo w pon czy kiedyś... zależy jak się wyrobim xD Przepraszam, że nie ma kart! dopiero jak wejdą do kostnicy... to się ekhem pojawią XD ale gorączka ma to do siebie, że ciężko przy niej pisać więc tego... Proszę o komentarze,no bo kurde chora jestem a piszę XD hah