poniedziałek, 19 października 2015

Informacja! :D

Hej łobuzy! Wybaczcie, że rozdziału jeszcze nie ma xD Dopiero zaczynam pisać! Nie chce się tłumaczyć bo zawsze uważałam, że osoby, które tak robią po prostu mają lenia.
  W moim przypadku to nie prawda! :D Piszę do was z Niemiec z jednej z najlepszych wycieczek, którą zorganizowała młodzież z mojej miejscowości! I w ten sposób przez ostatnie dwa tygodnie nie miałam wolnego weekendu a za tydzień kolejny pełen wrażeń! Ale tym razem postaram się napisać rozdział wcześniej xD na kolejny czekajcie do poniedziałku, następny będzie dokładnie za tydzień ;)

środa, 7 października 2015

"Karty w grze" - Rozdział 8



Elaj

   - Sprawa wygląda następująco - powiedział Pan Month opierając się biodrem o biurko. –Ktoś nas zaatakował. Spojrzałem na Ethana, który nagle zastygł w bezruchu.
- Kiedy dokładnie? – zapytał mój przyjaciel z nutką zdenerwowania w głosie.
- Nie cały kwadrans temu. Uprzedzając twoje pozostałe pytania: Nie mamy pojęcia, kto to
zrobił ale wiemy jedno. Chciał śmierci naszego klienta, nie naszej. Kilka minut przed atakiem
z butki telefonicznej na rogu ulicy ktoś zadzwonił po karetkę i policję. Chwile później z tamtego dachu - wskazał na wieżowiec większej korporacji za oknem. - Ktoś strzelał. Snajper.
   Pan Month chwycił się nagle za tył głowy i syknął z bólu. Ethan wstał i znalazł się koło
swojego taty tak szybko, że nawet nie zdążyłem mrugnąć.
- Powinien cię jeszcze przebadać lekarz - zasugerował Ethan pomagając rannemu usiąść.
- Nie trzeba - odparł Pan Month biorąc płytki oddech i siadając wreszcie przy biurku. – Mieliśmy jednak szczęście. Za nim klient został zamordowany zdążył nam po krótce opowiedzieć z czym przyszedł do naszej agencji.
- Jaką miał sprawę? - zapytałem nie mogąc powstrzymać języka. Obaj zerknęli na mnie ze zdziwieniem, jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę, że jestem z nimi w tym samym pomieszczeniu.
- Elaj... - zaczął mój przyjaciel.
- Kilka dni temu w jego firmie jeden z pracowników popełnił samobójstwo - wtrącił
się ojciec Ethana. - Jednak on uważał, był po prostu śmiertelnie pewny, że to musiało być morderstwo. Nie wyjaśnił nam jednak dlaczego. Po prostu wiem - tak mówił.
- Gdzie teraz znajduje się ciało tego pracownika? W kostnicy? Z- zapytał Ethan chodząc w kółko po pokoju.
- Tak, dlatego uważam, że tam trzeba zacząć śledztwo - powiedział mój szef otwierając nagle szufladę i wyciągając z niej jakiś świstek papieru. - Pojedziesz tam najszybciej jak się da i sprawdzisz o co mogło chodzić.
   Ethan pokiwał głową. Po kilku sekundach ciszy Pan Month zwrócił wzrok na mnie.
- A ty Elaj pojedziesz z nim. -  Ethan wybałuszył oczy i wyglądał jakby dostał w twarz.
- Przecież to jego drugi dzień! Nie może od razu jechać w teren!
- Ja to nazywam chrzestem bojowym. Jeszcze będzie miał czas na papierkową robotę - odparł mój szef. - Im wcześniej zacznie tym więcej się na uczy. Przypominam ci, że Elaj nie jest tu na stałe. W podaniu napisałeś, że potrafisz posługiwać się bronią małego kalibru. Prawda? - zwrócił się do mnie.
- Tak, a także trenowałem pod okiem mojego ojczyma, byłego wojskowego.
    Cały czas widziałem jak Ethan przygryza wargi i próbuje nie wybuchnąć.
-To na początek starczy.
- Tato! – spojrzałem na Ethana, który po prostu musiał mieć ostatnie słowo.
- Porozmawialiśmy. Elaj masz jakieś pytania?
- Tylko jedno. Gdy byliśmy w recepcji wszyscy wyglądali tak spokojnie. Oni nie wiedzą co tu
się stało, prawda? - zapytałem zaciekawiony.
   Pan Month uśmiechnął się, ale przez grymas bólu, który nagle pojawił się na jego twarzy
uśmiech nie wyglądał zbyt przyjaźnie.
- Jesteś spostrzegawczy. To bardzo dobrze. Osoba dzwoniąca po karetkę i policje prosiła by nie robić zamieszania dlatego na to piętro dotarli tylnymi windami.
- Rozumiem.
- Jeśli to wszystko - wyciągnął coś z szuflady. - To najlepiej jak pojedziecie już teraz - rzucił mi klucze i obrócił się na krześle.
- Ethan, idź przygotuj broń i kamizelki kuloodporne – chłopak warknął tylko coś pod nosem i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Uważaj na siebie Elaj i nie daj się Ethanowi. Martwi się o wszystkich ale musicie działać jak partnerzy w pracy, a nie jak człowiek i pomocnik. Jesteście sobie równi, tylko ty na razie musisz dopracować swoje umiejętności. Od środy będziesz chodził na strzelnicę i ćwiczył na siłowni. To wszystko. Powodzenia.

***
   Ethan odpalił samochód i dalej zezłoszczony wsiadł do samochodu.
- Pierwsza zasada – włączył kierunkowskaz  i wyjechał z parkingu na zatłoczoną drogę. – Trzymasz się za mną. Nie obchodzi mnie co mój stary ci powiedział ale nawet nie próbuj się wychylać bo przysięgam zamknę cię w najbliższym w schowku!
   W normalnej sytuacji te słowa mogły brzmieć zabawnie, wtedy brzmiały jak groźba, której nie powstydziłby się zamachowiec.
- Nie jestem ciotą. Potrafię się bronić! – zobaczyłem jak na szyi mojego kierowcy pojawia się żyłka.
- Kurwa nie denerwuj mnie! – w jego głosie usłyszałem cichą troskę, którą natychmiast zamaskował krzykiem złości. – Nie dyskutuj ze mną a teraz siedź cicho!
   Jak bardzo mnie korciło, żeby teraz coś powiedzieć to chyba tylko Bóg wie. Jednak czułem, że jeszcze trochę a mojego znajomego poniesie i jeszcze spowoduje wypadek. A tego nie chcieliśmy.
   Przez kolejne minuty jazdy myślałem dlaczego Ethan tak bardzo nie chce bym brał udział w tej akcji, przecież to była tylko wizyta w kostnicy!
- Elaj? – a co tam będę dziewczyną i się nie odezwę.
- Elaj – Bo mogę!
- Elaj! – No dobra.
- Czego? – odgryzłem się. No… typowa kobitka.
- Przepraszam – zdecydowanie nie przepraszał szczerze.
- Co zrobiłeś? – zapytałem bez ogródek a on wypuścił powietrze.
- Zgubiłem drogę – powiedział tak szybko na wydechu, że ledwo wyłapałem słowa.
- Jak dojedziemy tam do wieczora to będzie cud. Dawaj tę karteczkę z adresem!



Elaj <#
Ethan

i tu Elaj XD
 _______________________________________________


Przepraszam, że rozdział pojawia się po tak długiej przerwie ale wymian

Spoiler alert XD

y mają to do siebie, że nie ma się w ogóle czasu. Kolejny (jak tylko odchoruję ten 6 dniowy wyjazd) rozdział będzie abo w tygodniu albo w pon czy kiedyś... zależy jak się wyrobim xD Przepraszam, że nie ma kart! dopiero jak wejdą do kostnicy... to się ekhem pojawią XD ale gorączka ma to do siebie, że ciężko przy niej pisać więc tego... Proszę o komentarze,no bo kurde chora jestem a piszę XD hah

sobota, 26 września 2015

"Coś poszło nie tak" - Rozdział 7




Ethan 
   Wstałem specjalnie wcześniej by zrobić śniadanie sobie i Elajowi. Ojciec był już od godziny w pracy, a mama u sąsiadki na herbacie. Ja i śpioch mieliśmy się stawić w biurze dopiero o jedenastej.
   W samych bokserkach zszedłem na dół do kuchni i zacząłem robić naleśniki z owocami. Na szczęście nie byłem aż tak kiepski kucharzem. Tylko pierwszy placek wylądował w koszu. Tylko!
   Przyozdobiłem je jeszcze bitą śmietaną i śniadanie było gotowe. Jeśli nic się nie zmieniło to Elaj nadal miał słabość do słodyczy. Oblizałem jeszcze palce z puszystej śmietanki i ruszyłem w stronę pokoju na górze z dwoma talerzami w rękach.
   Stanąłem przed drzwiami sypialni śpiocha i otworzyłem je przyciskając klamkę łokciem. Gdy zawiasy puściły popchnąłem drzwi, które wydały mrożący krew w żyłach jęk. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze i mimowolnie przymknąłem oczy.
   W tej samej chwili Elaj zerwał się z łóżka i spojrzał na mnie śpiącymi oczami. Przełknąłem  głośno ślinę i wpatrywałem się jak głupi w jego zarumienioną i zaspaną twarz. Dosłownie na sekundę zobaczyłem drwiący uśmieszek w kącikach jego ust.  Następnie ziewnął i przetarł oczy wierzchem dłoni.
- Dobry – powiedział przeczesując palcami swoje włosy i spoglądając na mnie. – Jaka to okazja?
   Przyłapałem się na tym, że nadal wpatrywałem  się w jego twarz z rozchylonymi ustami. Odwróciłem się do niego tyłem i odetchnąłem.  Dałem sobie mentalnego kopa. Najbardziej żałowałem, że miałem na sobie tylko bokserki. Chciałem, za wszelką cenę, założyć na siebie coś więcej. Jednak w tym momencie ucieczka z pokoju mogła wydawać się troszkę dziwna. Zerknąłem za siebie i odparłem:
- Bywa, że jestem miły dla gości. Bywa. Nie przyzwyczajaj się – powiedziałem wreszcie podchodząc do łóżka i podając mu talerz z ciepłym jedzeniem. Otworzył jeszcze szerzej oczy i spoglądał to na mnie, to na naleśniki.
- Chyba żartujesz? – odparł z zaskoczeniem malującym się na zaspanej twarzy.
- Nie chcesz? – zapytałem czując nagły przypływ rozczarowanie. Mimo to nie dałem po sobie poznać, że coś mnie ruszyło. – Zjem sam – odparłem już żartem.
- Nie! – podniósł głos i zaraz po tym zarumienił się i skupił wzrok na talerzu. – Po prostu miałem już nie jeść tyle słodyczy – powiedział markotnie robiąc przy tym najsłodszy wyraz twarzy jaki w życiu widziałem. Uśmiechnąłem się tak szeroko jak to tylko możliwe i wybuchnąłem przyjacielskim śmiechem.
- Jedz i nie bredź – zerknął na mnie i mój humor chyba mu się udzielił, bo z wyraźnym uśmiechem sięgnął po widelec i zaczął jeść naleśniki.
   Przysunąłem się do niego bardziej, tak że ocieraliśmy się o siebie ramionami. Elaj cały czas był przykryty po brzuch, a ja siedziałem na jego kołdrze w samych bokserkach. W tamtym momencie jakoś przestało mi to przeszkadzać.
- Ale się najadłem – powiedział odkładając pusty talerz na podłogę koło łóżka. Następnie zsunął się z oparcia na poduszkę i wetknął w nią twarz przykrywając się po uszy. – Ja dziś już nie wstaje.
   Zerknąłem na zegarek. Za niecałą godzinę powinniśmy już być w biurze. Westchnąłem cierpiętniczo i wstałem z łóżka.
    Spojrzałem jeszcze na przykrytego Elaja i do głowy wpadł mi piekielnie szatański pomysł. Pochyliłem się nad kokonem, którym w tym momencie był ten głupek.
- Masz 3 sekundy żeby wstać 1…
- Co? – odparł opatulając się kołdrą jeszcze bardziej – Nieeee.
- 2…
- A idź mi stąd – machnął ręką na oślep prawie uderzając mnie w tors.
- Ostrzegałem! 3… - chwyciłem go w pasie i przerzuciłem go sobie przez ramię. 
Krzyknął zaskoczony ale zdecydowanie nie był to krzyk przerażenia. Cały czas czułem jak Elaj powstrzymuje się od śmiechu. Wreszcie nie wytrzymał.
- Puść mnie debilu jeden! – śmiał się i nie mógł przestać. Bez chwili wytchnienia bił mnie pięściami po plecach. – Postradałeś rozum!
   Postawiłem go, a kołdra sama ześlizgnęła się z niego na ziemię. Był cały wytarmoszony i wyglądał jakby przeszedł jakąś wielką bójkę z wiatrem. Dla mnie jednak wyglądał tak cholernie kusząco. STÓJ. WRÓĆ. Ja wcale tak nie myślę!
   Potrząsnąłem głową odpychając od siebie te głupkowate i kompletnie nic nieznaczące myśli. Nagle usłyszałem muzyczkę  lecącą z mojego telefon.  Szybkim krokiem wyszedłem z sypialni i podszedłem do swojego łóżka. Przekopałem je wzdłuż i wszerz aż wreszcie znalazłem go pod poduszką. Na wyświetlaczu pokazał  się numer służbowy naszego biura. Bez zastanowienia odebrałem.
- Ethan? – usłyszałem głos naszej nowej stażystki Marty.
- Tak, przy telefonie. O co chodzi? – zapytałem czując gęsią skórkę na całym ciele.
- Pan Month kazał przekazać, że do biura zgłosił się mężczyzna z całkiem nietypową i skomplikowaną sprawą. No i jesteś tam potrzebny. Przy okazji wspomniał byś wziął od razu ze sobą… Elaja, tak?
- Tak. Rozumiem. Będziemy za trzydzieści minut -  poczułem na sobie czyjś wzrok, odwróciłem się i zobaczyłem w drzwiach Elaja z pytającym wzrokiem. Posłałem mu niemrawy uśmiech i wróciłem do rozmowy.  – Możesz mu przekazać?
- Oczywiście. Do zobaczenia.
- Ta. Na razie.
   Rozłączyłem się i przez jeszcze kilka sekund nieświadomie wpatrywałem się w wyświetlacz, jakby czekając że ktoś jeszcze zadzwoni. Z transu wyrwał mnie cichy głos.
- Coś się stało? – Elaj stanął przy mnie i zerkał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Dziś twój szczęśliwy dzień. Zobaczysz jak pracuję. Zbieraj się. Za kwadrans bądź już przy samochodzie, okej? – poklepałem go ręką po głowie i zbliżyłem się do szafy wyciągając z niej granatowe spodnie i czarną koszule.
- Jasne – skierował się do swojej sypialni i na progu szepnął. – Debil.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Za nim zamknął drzwi krzyknąłem jeszcze:
- Słyszałem! – oboje wybuchliśmy śmiechem.   
***
- Cześć Marta – powiedziałem od progu biura. Od razu koło mnie pojawiła się stażystka i zabrała moją kurtkę. Elaj przez kilka chwil się wzbraniał, mówiąc, że sam może odwiesić swoją bluzę. Spojrzałem na Martę, która tak jak ja przewracała oczami. Wreszcie nie wytrzymałem i klepnąłem go w tył głowy.
- Za co głąbie?! – kilka osób na nas zerknęło. Elaj spalił buraka i już więcej niczemu się nie sprzeciwiał.
- Czekają na was na ostatnim piętrze! – Krzyknęła dziewczyna z zaplecza.
- Już idziemy.
   Pociągnąłem za sobą Elaja i udaliśmy się do windy. Stał w niej, jakby ktoś wsadził mu do tyłka kij bejsbolowy.
- Już się tak nie spinaj – powiedziałem. W tym momencie otworzyły się drzwi i wyszliśmy do niewielkiego korytarza.
- Gdzie teraz? – zapytał, wydawał mi się bardziej rozluźniony. 
Wskazałem mu drzwi na końcu korytarza, do których ruszył przyśpieszonym krokiem. Równo dopadliśmy drzwi i bez pukania wparowaliśmy do środka.
   Pierwsze co ujrzałem to leżący człowiek  i szkarłatna ciecz okalająca całe jego ciało. Krew. Następnie zobaczyłem rozbite okno i kilku zranionych ludzi odłamkami szkła. Wzrokiem odszukałem Elaja, który nagle zniknął mi z oczu. Zobaczyłem go przy moim Tacie, który trzymał się za tył głowy. Oprócz pracowników w pomieszczeniu była grupka policjantów i sanitariuszy. To aż dziwne, że nie wygonili nas z tego pomieszczenia.
- Ethan? – usłyszałem głos mojego ojca i podszedłem do niego odrywając wzrok od okropnej sceny. – Wejdźmy do osobnego gabinetu. Ci panowie – wskazał ręką na policjantów.  – Już nas przesłuchali.
   Kiwnąłem ulegle głową  i ruszyłem za ojcem. Zerknąłem przez ramię i zobaczyłem jak za nami maszeruje Elaj. Stuknąłem mojego tatę w ramię i wskazałem na chłopaka ze spuszczoną głową.
- On też? – zapytałem, a Elaj w tym samym momencie podniósł na mnie krzywy wzrok.
- Tak. 
A to kto to? :D

__________________________
Przepraszam, że nie było tak długo rozdziału ale szkoła mnie przytłoczyła XD Kurde, niestety nie uda nam się wygrać ankiety, ale mimo to jeśli uda nam się utrzymać drugie miejsce… to… bonusik się już pisze :D Proszę komentujcie bo okropnie tu cicho…. Nie Yavanna nie mówię o tobie bo ty jak już mówiłaś walisz mi Eseje :D Zachęcam jeszcze raz do wybierania mnie w sądzie :D (link do sondy pod ostatnim rozdziałem!) To chyba tyle :D

Nessa Daere